niedziela, 29 kwietnia 2012

Projekt denko bez denka :P

Zbierałam puste opakowania od końca marca, a w piątek miałam zamiar obfocić to co udało mi się zebrać. Miałam się za to wziąć po powrocie z uczelni. Ale kiedy wróciłam, nie miałam się za co brać :P Mama  zobaczyła, że mam torbę pełną jakichś śmieci i wspaniałomyślnie wzięła i je wyrzuciła. Kochana mama :) Zastanawiałam się, czy w ogóle brać się za tą notkę w związku  z tym, ale że nie mam pomysłu na notkę, to jednak będzie denko :) Podeprę się fotkami z neta. Bo bez fotek to już nie to samo :)

No to jedziem:

Szampon przeciwłupieżowy Nivea Pure Color do włosów farbowanych - kupuję go od niepamiętnych czasów i będę kupować dopóki go nie wycofają z produkcji :P Dzięki niemu pozbyłam się łupieżu i swędzącej skóry głowy.


Szampon do włosów normalnych Ziaja o zapachu figowym - używam do pierwszego mycia włosów, dobrze się pieni, ładnie pachnie, zmywa wszystko od środków do stylizacji po oleje. Kupuję na bieżąco :)



Żel pod prysznic Luksja Creamy oliwkowy - żel jak żel. Nie mam wygórowanych wymagań i ambicji jeśli chodzi o żele pod prysznic i inne środki myjące. Zapach nie przypadł mi do gustu, ale był w zestawie z dwoma innymi żelami z tej samej serii to nie będę wybrzydzać. Wydajny, dobrze się pieni. Z racji dużej konkurencji w tej dziedzinie, więcej go nie kupię :P

Odżywka bez spłukiwania Gliss Kur - lubiłam ją, dobrze rozczesywało się po niej włosy, ładnie pachniała. Nie wiem czy kupię ponownie, bo w sumie nie robiła z włosami nic. Teraz mam jej czarną wersję i też szału niema, ale przynajmniej nie obciążają włosów te odżywki. 

Zmywacz do paznokci Nailty - śmierdzi niemiłosiernie, ale radzi sobie nawet z najbardziej opornym lakierem. Duży i wydajny. Kupuję na bieżąco :) 

Balsam do ust Carmex o zapachu wiśniowym - mój pierwszy Carmex, bardzo go lubiłam za zapach i ochronę. W zastępstwie kupiłam wersję truskawkową i jestem zawiedziona. Trochę drogi. Jak będzie na promocji to kupię ponownie.

Tusz do rzęs Collossal Maybelline z fioletowym napisem :P - kochałam nad życie miłością odwzajemnioną. Mój nr jeden wśród tuszy. Bardzo dobrze malowało mi się nim rzęsy, gdy trochę podsechł i przestał być taka rzadki. Nie rozmazywał się, nie kruszył, ładnie pogrubiał i wydłużał. Zbieram się ,żeby kupić go ponownie. Wersja z czarnym napisem dla odmiany nie przypadła mi do gustu bo strasznie się rozmazywał i robił mi pande.


No to by było na tyle, bo prawdę mówiąc nie pamiętam co jeszcze mi się skończyło :P Kosmetyków używam na bieżąco i codziennie, ale nie skończyła mi się żadna kolorówka, lakier do paznokci ani cienie do powiek. Prędzej coś mi się przeterminuje :P 

A teraz czas na pisanie pracy mgr i w między czasie na błogie lenistwo :P W końcu długi weekend nie jest znów tak często, no nie? :)

Miłego odpoczynku 
Buziaki :)

czwartek, 19 kwietnia 2012

Cienie Hean


Wiem, wiem.. Zdjęcie tragiczne. Wcześniej zapomniałam zrobić zdjęcia opakowania, a nie chciałam czekać z notką do jutra więc musiałam ratować się lampą. Ale nie ważne.

Dziś będzie o kolejnym produkcie firmy Hean, a zarazem pierwszym tego typu na moim blogu, czyli potrójne cienie do powiek z serii Colour Celebration nr 262.
Kiedy zobaczyłam te cienie na blogu Snowhite [klik] me serce szybciej zabiło i musiałam je mieć :) Dostałam je w małej drogeryjce, o której już wcześniej pisałam. Kiedy wpadam do drogerii i zaczęłam się rozglądać za tymi cieniami, z przykrością stwierdziłam, że ich nie ma. Dla pewności zapytałam jeszcze miłą panią, czy dostane potrójne cienie z Hean, a pani podeszła i okazało się, że miałam je pod nosem :P I zdziwiłam się od razu, bo spodziewałam się czegoś innego. Rzuciło się w oczy, że te cienie są bardzo małe. Naprawdę spodziewałam się czegoś większego :P Jednak przy moim tempie zużywania cieni do powiek, te pewnie będę trzymać latami i nie zobaczę w nich dna więc taka ich ilość w zupełności wystarczy.
Cienie dostajemy w okrągłym szarym opakowaniu z przeźroczystą plastikową kopułką. W środku mamy ładne trio cieni: najjaśniejszy szaroperłowobeżowy, pomarańczowy i jasnobrązowy.


Cienie są dosyć delikatne, najjaśniejszy uszkodził mi się w drodze do domu. Wszystkie mają wytłoczone linie tworzące w całości kształt delty, znak rozpoznawszy serii. Cienie są dosyć miękkie, fajnie nakładają się na pędzelek a z pędzelka na powiekę i się nie osypują.


Od razu mówię, że nie umiem robić swatch'y :P Na dłoni bez bazy. Cienie mają dobrą pigmentacje i trwałość. U mnie na oku, na bazie, wytrzymały od 11 - tej do wieczora, czyli ok 8h. Z racji tego, że mam opadającą powiekę, jest to wynik bardzo dobry :) Jak cienie prezentują się na powiece, możecie zobaczyć poniżej:








Jak widzicie, żaden ze mnie mistrz wizażu, ale mi taki efekt wystarcza:)

Buziaki :)

wtorek, 17 kwietnia 2012

Zakupy, zakupy :)



Korzystając z okazji, że skończyłam zajęcia w miarę szybko, zebrałam się w sobie i poszłam zobaczyć co tam słychać w Naturze :) Dowiedziałam się, że w szafie Essence nie ma matującego top - coat'u na lakier, ani czarnej kredki Longlasting, ogólnie jakieś braki w tej szafie.. Ale za to odkryłam kosmetyki Catrice i jeden z ichnych podkładów ma odcień prawie jak mój Revlon, więc będę na niego polować :) Żeby mi nie było smutno  odchodząc od szaf wzięłam sobie lakier z My Secret :P Moje łupy:



W Naturze wzięłam sobie wyżej wspomniany lakier. W Essence widziałam taki sam, ale ten był tańszy :P cena: 6,49 zł, a essence kosztował 7,99 zł.


W gazetce widziałam promocje na kosmetyki Olay, to wzięłam sobie emulsje nawilżającą do cery mieszanej. Naczytałam się pozytywnych opinii na jej temat na wizażu i czekałam tylko na okazję :) Dałam za nią 15,99zł. Wścieknę się, jeśli w Rossmannie w najbliższej gazetce będzie tańsza :P


Przy kasie miło się zaskoczyłam, bo znalazłam całą stertę nowego magazynu Natura, który jest odpowiednikiem Skarbu z Rossmanna. Nigdy nie widziałam go w Naturze, ale sądząc po numerze, to niezbyt często się pojawia. A szkoda.


Następnie zahaczyłam o małą cichą drogeryjkę i zakupiłam tusz do rzęs Maxi Lash flexi od Hean. To o niej zapomniałam w piątek przy okazji zakupów :P Cena: 11,10zł. Co robi z rzęsami możecie zobaczyć u Kulki :) [klik]


W Rossmannie znalazłam nowe cudo od Cleanic'a, a mianowicie patyczki do korekty makijażu i demakijażu. Z jednej strony mają zwykłą, standardową pacynkę jak patyczek do uszu, a z drugiej cienką, stożkowatą końcówkę. Jeszcze nie używałam, ale wydaje mi się, że do usuwania lakieru ze skórek wokół paznokci będą idealne :) Cena: 2,99zł.


I ostatnia rzecz: pasta do zębów z Biedronki, ExpertivLux z proszkiem z perły. Czytałam, że jest produkowana przez Tołpe, a kosztuje ok. 5-6zł. No żal nie wziąć :) Pasta ma za zadanie wybielać zęby, ja oczekuję od niej przede wszystkim mycia i podtrzymania naturalnej bieli zębów.

Uff.. Trochę tego jest :) Jednak niezbyt często robię takie zakupy, więc od czasu do czasu można zaszaleć :)
A wy lubicie zakupy kosmetyczne? :) Co najczęściej kupujecie?

Buziaki :)

sobota, 14 kwietnia 2012

Lakier do paznokci Hean

Witajcie :) Wczoraj kupiłam a dziś recenzja. A mowa o lakierze Hean z serii Colour Obsession w kolorze pomarańczy nr 491. Jak już pisałam, kupiłam go w małej drogeryjce za 4,90zł.


Lakier ma matowe wykończenie, jest pierwszym matem w mojej kolekcji. Nigdy nie miałam styczności z lakierami firmy Hean, ale po recenzjach kosmetyków wielu blogerek, postanowiłam, że i ja się trochę pozachwycam :) 

Kosmetyk dostajemy w 7ml słoiczku jak to lakier :P Jedno co mnie zdziwiło, a wcześniej nie miałam styczności w żadnym lakierze to obecność kilku kulek na dnie, które pełnią rolę mieszadełek i rozbijaczy lakieru. Ciekawa sprawa, jednak po wstrząsaniu, strzepywaniu i innych miksach nie zauważyłam różnicy w strukturze lakieru, ponieważ lakier jest trochę rozwarstwiony u góry. Może taki egzemplarz kupiłam po prostu.. 


Pędzelek jest malutki, chudziutki i króciutki, ale maluje bardzo fajnie. Ciekawe, czy zawsze tak będzie, kiedy lakier trochę zgęstnieje z biegiem czasu. Osobiście wolę pędzelki o większych gabarytach.

Co do samego lakieru... Pierwszą warstwę maluje się dobrze, schnie szybko ale od razu widać, że potrzebna będzie kolejna warstwa. Druga warstwa nakłada się już gorzej i siłą rzeczy schnie trochę dłużej. Niestety krycie lakieru jest słabe. Po dwóch warstwach nadal widoczne są prześwity, co mnie niezmiernie drażni, a nie przywykłam do kładzenia na paznokcie więcej niż dwóch warstw lakieru.. W tym wypadku chyba będę musiała nagiąć zasadę.. 


Tak lakier prezentuje się na paznokciach [trochę je skróciłam, bo nie mogłam już pisać na komputerze :)]. Z gościnnym udziałem pękacza Crocodile Skin z Wibo. Nie mogłam się oprzeć pokusie, żeby go wypróbować, bo jak wiadomo działa tylko na matowych lakierach. Efekt jest, jak widać, ale wolę bardziej rzucające się w oczy spękania. 

A Wam jak się podoba? 

Buziaki :)

piątek, 13 kwietnia 2012

Zakupy kosmetyczno - obuwnicze :)

W środę byłam sobie w kinie na "Igrzyskach śmierci" i spodobało mi się tak, że postanowiłam sięgnąć też po książkę  o tym samym tytule. Obie pozycje polecam :)
Po kinie, z racji tego, że do autobusu miałam przeszło godzinę, postanowiłam wstąpić do Deichmanna. Nie miałam nic kupować, tylko się rozejrzeć i w oko wpadły mi balerinki. Niestety, kiedy rozdawali rozum, ja stałam w kolejce m.in. po stopy, i bozia dała mi wielkie platfusy, przez co obuwie w miarę wyglądające i nie męskie, dostanę tylko w Deichmannie. Wracając do butków :


Podobają się? Bo mi tak. Nie lubię żadnych cekinów, brokatów, złotych nitek i innych błyszczących rzeczy na butach. Zależało mi na prostocie, wygodzie i żebym mogła je założyć za rok mając gdzieś modowe trendy. Nie podobają mi się pikowania materiału, bo kojarzy mi się z podszewką w kufajce :P I nie chciałam też jasnych, bo czarny kolor jest bardziej uniwersalny, a nie należę do kobiet, które mają setki par butów w szafie.. Moje wymagania spełniły ostatecznie dwie pary, które były w moim rozmiarze, ale ostatecznie wybrałam te. Firma Graceland, 59zł.


Miałam nadzieję, że kupię taniej, ale ta nadzieja trwała już dobry kawałek czasu i zdecydowałam się w końcu kupić bez przeceny. A rzadko to mi się zdarza. Uwielbiam przeceny i wszelkiego rodzaju promocje ! Upatruję sobie rzecz, obczajam cenę i wyczekuję zniżek. Z uporem maniaka przeglądam zawsze gazetki promocyjne, żeby nie przegapić żadnej okazji :) Wiem, dzikus jestem :)

Widok z przodu na kokardkę  :)

Poszłam w nich dzisiaj na uczelnię i myślałam, że je gdzieś w końcu zgubię... Bardzo spadają mi z pięty. Wszystko przez to, że przy zakupie mierzyłam na skarpetę, a dziś ubrałam rajstopowe podkolanówki, które jak wiadomo są cienkie i śliskie... Napchałam chusteczek w palce, co nie wiele pomogło ale koniec końców jakoś przeżyłam ten dzień.

Wracając do domu, spotkałam rodziców i podrzucili mnie do miasta, do małej drogeryjki, w której jakiś czas temu odkryłam kosmetyki Hean. Będąc pod wpływem notki Snowhite (klik) zachciało mi się potrójnych cieni do powiek Colour Celebration nr 262. Dorwałam jeszcze matowy lakier do paznokci z Colour Obsession  nr 491. Oto one:


Cienie mi się trochę pokruszyły w torebce, ale nie wiele. Zapłaciłam za nie 9,60zł a za lakier 4,90zł.

Recenzje wkrótce :)

Na koniec jeszcze fotka mojego aktualnego mani:



Nie jest może najwyższych lotów, ale mi się podoba :)

A Wy co myślicie o moich zakupach? Zrobiłam interes życia czy wręcz przeciwnie?

Buziaki :)

wtorek, 10 kwietnia 2012

Garnier Czysta Skóra 3 w 1

Witajcie :) jak tam po świętach? U mnie było duuużo jedzenia i teraz jestem ze 100 kg do przodu :P

Jakiś czas temu robiłam recenzję żelu micelarnego i przy okazji pstryknęłam fotki kosmetykowi Garniera, z zamiarem napisania o nim na blogu kiedyś tam w niedalekiej przyszłości. No to chyba właśnie nastał ten moment :) Kosmetyk kupiłam pod wpływem reklam i innego szumu wokół niego, a że w jego skład wchodzi m.in. zielona glinka o właściwościach matujących, pomyślałam "czemu nie?" .


Garnier czysta skóra 3 w 1 jest równocześnie żelem myjącym, peelingiem i maseczką o działaniu matującym. Kosztował 10,49zł w Biedronce. W drogeriach cena ta jest wyższa o ok. 5 zł.
Produkt dostajemy w dużej, stabilnej tubce, niestety nie jest ona przeźroczysta i trudno określić, ile jeszcze zostało produktu. Stabilność zawdzięcza solidnej, dużej nakrętce, którą trochę ciężko mi się otwierało na początku, ale później zatrzask się wyrobił. Jeśli zaś o sam produkt chodzi, to na żel mi on nie wygląda :


Kosmetyk jest bardzo gęsty [mi on przypomina beton]  i ma zbitą konsystencję, przez co wydaje się być dość wydajnym. Ja nie używam go średnio raz na tydzień, więc podejrzewam, że będzie u mnie z 5 lat :P
Żel myjący - Gdybym miała go ocenić jako żel (?) myjący, to uważam, że dobrze spełnia swoje zadanie. Wystarczy niewielka ilość, chwilka masażu i mamy czystą i promienną buźkę.
Peeling - W produkcie znajduje się dużo drobinek ściernych, które mają pomóc nam w usunięciu martwego naskórka. W moim odczuciu mimo, że tych drobinek jest całkiem sporo, to jednak są za małe, żeby efekt był powalający. A więc jako peeling jest taki sobie. Zdecydowanie wolę większe drobiny, ale też w tym celu używam innego kosmetyku.
Maseczka - Kosmetyk należy nałożyć na twarz, poczekać do wyschnięcia i ją zmyć. Ja zrobiłam jak kazali. Nałożyłam beton na mokrą twarz, pomasowałam chwilę i zostawiłam. Po kilku minutach maseczka zaczęła wysychać i niemiłosiernie ściągać skórę. Nigdy nie robiłam maseczki więc nie wiem, czy tak ma być. Nie wytrzymałam i zmyłam. Dodam, ze ciężko to zmyć gołymi rękami. Musiałam się posłużyć ściereczką, którą używam do demakijażu. W efekcie skóra była ściągnięta i wysuszona, bez kremu się nie obyło, co niweluje efekt matowienia... Postanowiłam, że nie będę nakładać produktu na całą twarz, tylko na nieszczęsną strefę T, gdzie najszybciej zaczynam się świecić. Niestety, nie zauważyłam poprawy w miejscach nałożenia maseczki, jak się świeciłam tak się świecę. Lipa....

Nigdy nie lubiłam produktów Garniera, od zawsze coś mi się po nich działo złego, były drogie i przereklamowane. Kupując ten produkt miałam nadzieję na poprawę i małą rekompensatę za traumatyczne przeżycia z innymi produktami tej marki :P Niestety, widocznie tylko (jak na razie) służy mi tylko i wyłącznie ich farba, chociaż w tym przypadku też mam wiele do życzenia.
Czy kupie ponownie? Raczej nie.. Do mycia mam mydło, do ścierania mam peeling z Naturii, a na matowienie chyba nic nie poradzę. Taki już mój biedny los :P

czwartek, 5 kwietnia 2012

Zmywacz do paznokci z Lidla

Idą święta, pełno roboty a ja sobie notki pisze :P Powinnam pisać pracę mgr ale też nie piszę. Leń taki, że aż wstyd!
A skoro była notka o lakierach, to teraz musi być o zmywaczach. A konkretnie o jednym. O zmywaczu do paznokci marki Cien z pompką, który kupiłam w Lidlu za 5,99zł.



SKŁAD: ACETONE, AQUA, ALCOCHOL DENAT., CAPRYLIC/CAPRIC TRIGLYCERIDE, PARFUM, OCTOCRYLENE, BUTYL MATHOXYDIBENZOYLMETHANE, LINALOOL, LIMONENE, CI 42090

Do wyboru mamy dwa rodzaje: różowy bez acetonu oraz niebieski. Ja wybrałam niebieski, co zresztą widać. Prawdę mówiąc skusiła mnie ta pompka, która ma nam ułatwiać aplikację zmywacza na wacik. Wystarczy wacik przyłożyć na pompkę [dosyć szczelnie, bo płyn pryska], przycisnąć i możemy zmywać paznokcie. Fajny bajer ;]



Buteleczka jest bardzo poręczna i stabilna, co jest też dość ważną cechą. Nie musimy się bać, że niechcący przewrócimy pojemniczek i coś nam się wyleje, co mimo pompki może się przydarzyć, zresztą na opakowaniu jest informacja, żeby zmywacz przechowywać w pionie.
Natomiast z samym działaniem specyfiku jest już gorzej. Niestety zmywacz nie radzi sobie dobrze z dwiema warstwami lakieru i trzeba kilkakrotnie nanosić go na wacik, przez co staje się mniej wydajny a sam proces pozbywania lakieru się wydłuża.
Plusem zmywacza może być zapach. Po kilku butelkach śmierdzącego zmywacza z Biedronki ten wydaje się miłą odmianą [ojciec nawet nie poczuł, że coś robię z paznokciami, podczas gdy używam zmywacza z B. po chwili krzyczy z drugiego pokoju, że śmierdzi :P]. W czasie zmywania zapach nie drażni nosa, a gdy już skończymy, na paznokciach pozostaje przyjemny zapaszek nie przypominający acetonu. Mogę go porównać do świeżo wypranych ubrań, za to w ogóle nie przypomina mi zapachu lilii z obrazka.
Dla samego zapachu jestem skłonna go kupić znowu i używać na zmianę ze zmywaczem biedronkowym. Nie polecam go do zmywania gliterów i innych drobinkowych lakierów, bo to może być przegrana batalia.

Lakiery do paznokci - moja kolekcja

Z braku pomysłu na kolejną notkę, postanowiłam pójść po najmniejszej linii oporu i po prostu pokażę Wam moje lakiery, które nazbierałam przez ostatnie kilka lat.


Jak widać, nie jest to nie wiadomo jak duża kolekcja, ponieważ lakiery kupuję przy okazji odwiedzin sklepu chińskiego :) Najwięcej lakierów mam właśnie z tego sklepu o czym za chwilę się przekonacie :) No to jadziem:


Czerwony - dwa bordowe z Sensique, nr 141 i 129, i dwa nabytki z chińskiego, Safari nr 09 i Da Vinci Vollare nr 106G.


Różowy - Niedawno zakupiony Eveline z Biedronki nr 622; Rimmel 60 second;s vinyl shine nr 16 [chyba]; Chiński Vollare Salvadore o nieznanym numerze ale śliczny kolor mieniący się na złoto. Kolejny to zawieruszony czerwony Wibo z Rossmana Crocodile Skin nr 1. Pękacz, który działa tylko na lakierach matujących z tej samej kolekcji i stoi nie używany. Może kiedyś kupię jakiegoś mata na promocji :P


Czarny - Pękacz z Lovely Special Effekt nr 07; Lakier do zdobień z Wibo; lakier no name z chińskiego - nie ma nawet kodu kreskowego xD ale jest numer: 47.


Bezbarwny - SHC nr 19 i Sensique nr 100.


Biały - Sensique Trendy Nails nr 101; Safari nr 56 i odżywka Eveline total action 8 w 1, która daje ładny mleczny odcień.


Niuuudy - Sensique nr 132; Lemax new beauty line bez numeru, kupiony w "wszystko za 2,99"; kolejny no name z chińskiego bez numerka; i jeszcze jeden z chińskiego o złotej poświacie "M" nr 20. [w sekrecie powiem, że nie widziałam lakieru, który by bardziej śmierdział].


Fioletowy - Editt z chińskiego bez numeru, drugi z chińskiego "OK" nr 16 [piękny kolor na paznokciach] oraz Sensique z limitki Paradise Island bez numeru [badziew nad badziewia, odpryskuje kilka godzin po malowaniu].


Niebieski - SHC nr 36 z poprzedniej notki; Butterfly Maxima z chińskiego nr 405 [coś mi się wydaje, że podróbka Vipery].


Srebrny - Pękacz z Lovely nr 01; Cantare z chińskiego bez nr i kolejny no name bez nr lekko błękitny ze srebrnymi i złotymi drobinkami, bardzo ładnie wygląda na paznokciach.


Pojedyncze kolory - Brązowy ze złotymi drobinkami z Nail Bi Hun nr 67 z chińskiego; szary z Butterfly Maxima nr 387 i zielony SHC nr 41.


A także dwa lakiery do zdobień: ART mini złoty A13 [do wyrzucenia] i pomarańcz z Magic Visage nr 7 [używam do pokrycia całej płytki].

Jak widać, prawie sama tania chińszczyzna ale nie lubię wydawać kasy na lakiery, najdroższy nie przekroczył 10 zł :P

A Wy dużo macie lakierów no name? Wolicie mieć dużo tanich lakierów czy kilka drogich?
Pozdrawiam :)

niedziela, 1 kwietnia 2012

Lakier do paznokci SHC Nail Polish

Witajcie :) Dziś notka o mało popularnym lakierze mało popularnej firmy SHC. Lakiery tej firmy dostępne są w sklepie chińskim za 3 - 4 zł w zależności od sklepu.
Na paznokciach mam kolor nr 36. Jest to modny w ostatnim czasie granat, a raczej ciemny niebieski. Na zdjęciu wygląda jak niebieski ale jest bardziej granatowy. Dziwny kolor :P


Kolor bardzo mi się spodobał i musiałam go mieć :)
Mam kilka lakierów tej firmy, ponieważ często zaglądam do chińskiego i za każdym razem kiedy tam jestem, kupuje sobie jakiś lakier :P Jeśli chodzi o konsystencję, to jest typowa dla lakierów, ni to rzadki, ni to gęsty, taki w sam raz. Tak samo jest z pędzelkiem [którego zdjęcia oczywiście zapomniałam zrobić], nie jest za cienki ale też nie jest gruby. Maluje się dobrze. Wystarczy jedna warstwa do pokrycia bez prześwitów, ale ja maluję dwie, żeby wydobyć kolor.


Lakiery te nie zaskakują trwałością, po ok. 2 dniach pojawiają się odpryski i przetarcia na końcówkach. Ja często maluję paznokcie, więc mi to nie przeszkadza.
Niestety lakier długo schnie. Specjalnie pomalowałam paznokcie i siedziałam długo przed tv, żeby dać wyschnąć paznokciom, ale i tak po 3h poodbijałam sobie różne wzorki i zadry :P


Mimo wszystko dla takiego koloru warto :)
Muszę zaopatrzyć się w odkrytym ostatnio przeze mnie szafie Essence w różne top coaty i bazy pod lakier, żeby w jakiś sposób przedłużyć trwałość lakierów, bo moje zajęcia na uczelni niestety powodują szybkie odpryskiwanie lakierów, przez co muszę często malować paznokcie lub nie malować wcale. Dlatego też nie kupuję lakierów droższych i z wyższych półek, ponieważ kilka godzin w lateksowych rękawiczkach nie przetrzyma nawet najtrwalszy lakier.

A Wam jak się kolorem podoba?
Często używacie lakierów mało znanych firm?

Pozdrawiam :)