niedziela, 22 lipca 2012

Wypad nad morze - fotki

Witajcie :) Wczoraj wróciłam ze Świnoujścia, w którym spędziłam 6 dni. Podróż powrotna trwała bite 6 godzin i nie miałam na nic siły po powrocie. Na notkę też zebrałam się dopiero teraz, wcześniej mi się nie chciało :P Skutki lenistwa i brzydkiej pogody..
Ale od początku. Do Świnoujścia wybraliśmy się z moim bratem, jego żoną i jej chrześnicą. W nocy przed wyjazdem nie zmrużyłam oka, przez co później strasznie się męczyłam w samochodzie, bo boję się spać w czasie jazdy :P Tak już mam i w aucie nie zasnę. Pobudka była o 4, a w drogę ruszyliśmy po 5. Nasze autko było załadowane po sam dach (a to przecież kombi:)) :


Prawdę mówiąc, z ekwipunkiem dla 3 dorosłych osób i dziecka ledwo się pomieściliśmy a jeszcze bardziej ledwo udało się domknąć drzwi bagażnika. Niestety, kilka rzeczy okazało się zupełnie zbędnych ale o tym później.
O godzinie 10 byliśmy na miejscu. W internecie znaleźliśmy 4 osobowy pokój z niezbyt zawrotną ceną 45 zł /os. więc nie tak znowu drogo, 10 min od morza [jeśli ktoś chce namiary to proszę o maila]. W pierwszy dzień poszliśmy w miasto oraz na plażę, jakżeby inaczej :)


A na plaży słońca brak. I tak cały tydzień. Dopiero w dniu wyjazdu było słonecznie, co jeszcze bardziej nas irytowało... Jednak woda nie była wcale taka zimna jakby się z początku wydawało i chociaż zamoczyłam nogi :P

 W drodze do mieszkania zmoczył nas deszcz tak bardzo, że mogliśmy ciuchy wykręcać łącznie z bielizną. A druga sprawa, nikt z nas nie pomyślał, żeby wziąć plan miasta z naszego pokoju i tylko dzięki GPS, który mam w telefonie trafiliśmy do mieszkania. Takie z nas asy :P
We wtorek wybraliśmy się na latarnię morską.



 Była to długa i ciężka droga na samą górę, licząca 308 schodów. Od połowy tej liczby myślałam, że zaraz spadnę, zemdleję, zwymiotuję i ostatecznie umrę :P Wiele sapnięć, braków tchu i myśli samobójczych później w końcu dotarłam na górę i nie miałam ochoty schodzić z powrotem drugie 300 schodów w dół. Szkoda, że widok z góry nie był wart tej męczarni, ponieważ strasznie wiało i padał deszcz, przez co nie było widać za wiele. Pełno wody po horyzont :P



A oto, co o latarni piszą w przewodniku:
"Radiolatarnia morska w Świnoujściu - Oddana do użytku w 1857r., najwyższa nad Bałtykiem - 64,8m wysokości od podstawy, jedna z najwyższych w Europie, 308 schodów na taras widokowy.Wstęp 6zł/3zł. " Jeśli ktoś ma siły, chęci i zdrowie, żeby wleźć na górę to polecam, bo widok w słoneczny dzień musi być naprawdę zachwycający, a nawet w deszczowe dni zapiera dech :) Ja drugi raz się nie wybieram, o nie :P.





Po drodze z latarni można zajrzeć do tzw Fortu Gerarda, który jest wg przewodnika "najciekawszym i najstarszym zarazem obiektem fortyfikacyjnym na wyspie Wolin, wybudowanym w latach 1856 - 63. Fortowe Muzeum Obrony Wybrzeża posiada unikatową kolekcję obrazującą historię miasta i fortyfikacji". Nam nie udało się zwiedzić fortu od wewnątrz, ponieważ przed nami zaklepała się już wycieczka. Trochę żałuję, bo co jak co, ale bunkry, militaria mnie lekko kręcą :).





Po wizycie w latarni czekał nas powrót do domu na piechotę, pod samą polską granicę, po którym myślałam, że odpadną mi nogi. Dzień pełen wrażeń i wysiłku fizycznego :P

W kolejnym dniu nie było lepiej, bo poszliśmy pod wiatrak, który jest wizytówką Świnoujścia. Od granicy do falochronu idzie się plażą równo godzinę. Nie tak źle, ale już myślałam, że nie dojdę bo miałam wrażenie, że wiatrak wcale a wcale się nie przybliża.




Kiedy już doszłam, na falochronie o mało mi głowy nie urwało, wiało nawet mocniej niż na latarni, heh. Wiatrak "Stawa Młyny" jest znakiem nawigacyjnym "usytuowanym na końcu Falochronu Zachodniego w Świnoujściu, przy ujściu Świny do Bałtyku. Na jego szczycie znajduje się pulsujące światło, służące celom nawigacyjnym. Ma 10 m wysokości, pomalowany jest na biało i ma czarny dach." Podobno z wiatrakiem wiąże się legenda, o której możecie przeczytać w wikipedii. 

Kolejnego dnia nie robiliśmy nic, wyczerpani długimi spacerami leżeliśmy przed tv, za oknem padało  i nie mieliśmy na nic ochoty. W piątek poszliśmy do niemieckiego Albecku, w sumie nie wiem po co i na co, bo weszliśmy do pierwszego sklepu i wróciliśmy :P Wieczorem poszliśmy na plaże spojrzeć ostatni raz na morze...








W sobotę rano przeszliśmy się jeszcze na promenadę, zjedliśmy po włoskim lodzie i pojechaliśmy do domu...


Zawsze chciałam zobaczyć morze, ciągnie mnie nad wodę, jednak z tego wyjazdu jestem średnio zadowolona. Liczyłam na ładną pogodę i leżenie na plaży, a tylko chodziłam, chodziłam i jeszcze raz chodziłam. W deszczu, w zimnie. Ogólnie podoba mi się miasto, w Świnoujściu jest czysto, miasto jest zadbane. Mam w planach kiedyś tam wrócić i wygrzewać się na plaży w pełnym słońcu i 30 stopniach :)


2 komentarze:

  1. Super fotki :) Niedługo ja wybieram się nad morze, mam tylko nadzieję, że będzie słonecznie ;)
    Obserwuję

    OdpowiedzUsuń