sobota, 30 sierpnia 2014

O zapachu, który skradł mój nos :)



Witajcie:) Ostatnimi czasy miałam potrzebę sprawdzenia na własnej skórze wosków od Yankee Candle. Nie mogłam ich nigdzie dostać stacjonarnie, więc tylko przeglądałam blogi, czytałam o zachwytach blogerek na temat tych osławionych wosków, a ja przez kolejne miesiące zastanawiałam się o co tyle hałasu. I przyszedł czas, kiedy grzebiąc w necie napotkałam na informację, że cały asortyment YC dostępny jest w moim mieście, w sklepie z ... bielizną :) Ucieszyłam się, ponieważ nareszcie mogłam je powąchać na żywo. Przyznam szczerze, że w sklepie, pośród wieeelu wymieszanych ze sobą zapachów, ciężko wybrać coś dla siebie. Pierwszym woskiem jaki wybrałam na próbę, był Baby Powder, później wróciłam jeszcze po Black Cocconut i Pineapple Cilantro. Kolejnym krokiem było złożenie zamówienia w internecie. Tutaj polecam bardzo, ale to bardzo gorąco sklep CandleRoom, w którym znajdziecie wszystko co związane z YC. To nie jest żadna reklama ani propaganda przeciwko goodies :)

A więc zamówiłam sobie 8 wosków, które całkiem w ciemno, okazały się strzałem w 10.


Jak widzicie, na pierwszym miejscu jest wosk o nazwie Beach Wood i to on właśnie skradł moje nozdrza.





Od razu mowie, że nie znam się na zapachach, nie potrafie powiedzieć co zawiera nuta głowy w perfumach, dla mnie liczy się sam zapach całości. Ten zapach niesamowicie pachnie. Solą, morzem, mężczyzną :) trochę dymem.


Każdy ma inne powonienie i trzeba samemu sprawdzić, czy zapach przypadnie nam do gustu. Mi przypadł do tego stopnia, że zastanawiam się nad zakupem świecy :)

A Wy macie już swoje woski? Który zapach najbardziej Wam się podoba? Piszcie :)




wtorek, 26 sierpnia 2014

"Mój sposób na..." - prolog. Ułatwianie sobie życia.


http://memy.pl/


Witajcie :) Jakiś czas temu wpadł mi do głowy pomysł na serię postów na moim blogu o tematyce dosyć lekkiej i przyjemnej, a na pewno ułatwiającej życie. Każda/y z nas ma swoje sposoby jak radzić sobie w życiu, czy to w kuchni, na zakupach, w łazience czy nawet w pracy (byle do 16 :) ) więc postanowiłam przelać mój pomysł na bloga i w końcu zacząć pisać :P A że z pisaniem u mnie kiepsko coś, niech ta seria postów będzie rodzajem motywacji do prowadzenia bloga. 
Od razu zastrzegam, że moje sposoby nie każdemu przypadną do gustu, czasami czytając moje notki będziecie sobie myśleć "WTF?!" i patrzeć na mnie jak na wariata ale to właśnie ja :) i moje niekonwencjonalna sposoby na przetrwanie.

PS. Czasem jest ze mną tak źle, że mój TŻ mówi że jestem jebnięta :P


środa, 9 lipca 2014

Kolejna kosmetyczna oferta Biedronki

Nudząc się w pracy wpadłam na cudowny pomysł napisania notki :) Na stronie Biedronki pojawiła się właśnie nowa oferta pt. "Lato w kosmetyczce cz. II". Z pierwszej części tej promocji zakupiłam zestaw składający się ze szczotki podobnej do TT oraz kapsułek ze skrzypem polnym, o czym pisałam w poprzedniej notce. 
Co mnie zaciekawiło w nowej ofercie to przede wszystkim żele pod prysznic Oceania w cenie 2,95zł / 500 ml. Bardzo lubię żele z tej firmy, są tanie, wydajne i bosko pachną. Jestem ciekawa jak się sprawią nowe zapachy :)

Inne biedronkowe żele, tym razem z BeBeauty również mi pasowały, ale jak miałam wybór to zawsze wybierałam te z Oceania. Teraz z okazji promocji pewnie się skuszę, bo żeli nigdy dość :) Do żeli dokładam gąbki, przez pierwsze kilka myć są naprawdę szorstkie i fajnie peelingują skórę. Za tą cenę warto :)


Na pewno na uwagę zasługują kosmetyki do pielęgnacji stóp. Każdy z nas latem odsłaniając stopy nie chce straszyć zaniedbanymi piętami, krzywymi paznokciami itp. Na pomoc przychodzi nam Biedronka ze swoją ofertą.
Ja pokuszę się o złuszczającą maskę do stóp. Maska jest w formie skarpetek nasączonych substancjami złuszczającymi zrogowaciałą skórę. Przez tydzień skóra odchodzi płatami (nie wyobrażam sobie chodzić w tym czasie w odkrytych butach), wygląda jak wylinka ale ponoć efekt jest warty wszystkiego. I do tego dochodzi niska cena. Zakupię je sobie, ale z testowaniem poczekam na chłodniejsze dni.


Nic więcej nie zwróciło mojej uwagi. Całą ofertę znajdziecie Tutaj

niedziela, 6 lipca 2014

Skrzyp Vitalsss i "niby" Tangle Teezer - biedronkowy ukłon w stronę włosomaniaczek :)



Witajcie :) Dziś na tapecie mój najnowszy nabytek z Biedronki. Postanowiłam podzielić się z Wami moją opinią na temat podróbki popularnego Tangle Teezera, a nóż widelec któraś z Was się zdecyduje na podobny zakup póki trwa oferta. Na temat kapsułek mam niewiele do powiedzenia póki co, ponieważ dopiero zaczęłam je brać i efekty, o ile jakieś będą, opiszę za jakiś czas.



 Jak widzicie, za zawrotną cenę 14,99zł dostajemy opakowanie 45 kapsułek zawierających skrzyp polny, pokrzywę, witaminy oraz cynk. Do kapsułek dołączona jest szczotka do włosów łudząco przypominająca uwielbiany przez blogerki Tangle Teezer. Nie miałam porównania z orginalnym TT ale uważam że działanie oraz wygląd  mają bardzo podobne. 


Mam duże dłonie, ale szczotka dobrze leży w dłoni. Ani razu mi nie wypadła a już używałam jej kilka razy. Czesałam suche i mokre włosy, szynszyla i moją mamę i na każdym spisała się świetnie :)
Nie wyrywa włosów, szczotka sunie po włosach raz za razem rozplątując nasze kołtuny.






Tu macie jeszcze trochę informacji odnośnie kapsułek.

Co do szczotki, to z czystym sumieniem mogę ją polecić jeśli nie chcecie wydawać pieniędzy w ciemno kupując TT. Ja jestem zadowolona i za te 15zł warto się zaopatrzyć w taką szczotkę. Lećcie do Biedronki póki jeszcze czas :)

A.

niedziela, 11 maja 2014

Dwa kolory.

Co jakiś czas kupuję różne kosmetyki, sprawdzone i całkiem dla mnie nowe, jednak tylko lakiery do paznokci zmuszają mnie do napisania postu. Chciałabym mieć taką siłę przebicia wśród ludzi, jak mają lakiery wśród kosmetyków. Dosyć długo nie kupowałam nic, co skłoniłoby mnie do zaglądania tutaj, jednak ostatnio pokusiłam się na dwa małe, niepozorne pocieszacze.


Pragnąc skorzystać z mega promocji w Rossmannie przyrzekłam sobie, że nie wyjdę z drogerii z pustymi rękami :P Mój wybór padł na dwa lakiery, jeden od Wibo, o którym pisałam w poprzednim poście, oraz jednym od Lovely z kolekcji Baltic Sand. Musiałam mieć chyba jakieś zaćmienie, ponieważ myślałam, że jest to zwykły czerwony brokat, a słowo "sand" w nazwie nic mi nie mówiło. Dopiero internety powiedziały mi, że jest to jeden z piaskowych lakierów, które w ostatnim czasie stały się modne. 

Drugi lakier zakupiłam ostatnio w Biedronce przy okazji kolejnej kosmetycznej promocji. Mam niczym nie poparty pociąg do żółtego koloru, co za tym idzie lakier w tym kolorze musiałam mieć. Nie szkodzi, że to mój trzeci żółty lakier w kolekcji :P


Żółty lakier jest szybkoschnący. Przy malowaniu smuży, co jest często występującym efektem przy tego typu lakierach. Aby uzyskać zadowalający wygląd paznokci, trzeba pomalować je co najmniej trzema warstwami. Na zdjęciach tego nie widać, ale nawet przy tych kilku warstwach końcówki przebijają spod lakieru. Sam kolor w rzeczywistości jest lekko brudno-żółty, ostatnie zdjęcie najbardziej oddaje rzeczywisty odcień koloru. 


Co do Lovely, to mam podobny, brokatowy lakier w srebrnym kolorze i go uwielbiam, dlatego chciałam sobie kupić taki sam w czerwieni. Jak się okazało jest to lakier o zupełnie innej strukturze wykończenia, ale nie zmartwiło mnie to w ogóle, ponieważ od jakiegoś czasu przymierzałam się do zakupu tego typu lakieru. 


Lakier przyjemnie się nakłada, aż byłam w lekkim szoku, że tak fajnie będzie mi się nim malowało. Na paznokciach mam 2 warstwy i w zupełności wystarczą do całkowitego pokrycia płytki. Kolor na paznokciu jednak różni się trochę od lakieru w buteleczce, jest mniej intensywny, bardziej matowy. Zastanawiam się, czy warstwa lakieru bezbarwnego załatwiła by sprawę z różnicą w odcieniu. 


 W lakierze zatopiono złote drobinki, co powoduje, że kolor nie jest płaski. Fajny efekt. 


Na tym zdjęciu kolor jest najbardziej zbliżony do rzeczywistego. Nie jest to na pewno neonowa żółć, bardziej przypomina mi zachodzące słońce w najwcześniejszej fazie :)



piątek, 9 maja 2014

Słodki cukierek od Wibo

Wieki minęły, odkąd zamieściłam tutaj ostatnią notkę. Nie mogłam w żaden sposób się zmusić do napisania czegokolwiek, mimo że miałam z milion pomysłów, jednak ciągle coś mi nie pozwalało napisać notki. Tak, wiem, każdy powód dobry byle tylko nie przyznać się do lenistwa :P Jednak ostatnio coś we mnie się odmieniło i postanowiłam znów pojawić się w blogosferze. 

Dziś pokażę mój nowy nabytek, który zakupiłam przy okazji promocji -49% w Rossmannie. Pewnie już zdecydowana większość z Was ma mdłości na samą myśl o tym wydarzeniu, ale mam w sobie wewnętrzną potrzebę podzielenia się z Wami moim łupem.


Lakier do paznokci Wibo Celebrity Nail w kolorze Sweet Candy. W tygodniu "lakierowo - błyszczykowym" no po prostu musiałam sobie coś kupić :D Wybór padł na dwa lakiery, w tym ten od Wibo. Oczywiście skusiła mnie cena. W regularnej sprzedaży można go dostać za 6,19zł natomiast ja kupiłam go za zawrotne 3,15zł :) Jak tu nie kochać promocji?


Jak widzicie kolorek też jest niczego sobie. Jest to bliżej nie określony róż. Mi przypomina duszone truskawki z niewielką ilością śmietany :) Razem z kolegami z kolekcji tworzy idealny zestaw do ombre manicure.


Lakier nakłada się bezproblemowo, dwie warstwy zdecydowanie wystarczą do pokrycia paznokcia bez jakichkolwiek prześwitów. Szybko schnie i nawet nie śmierdzi aż tak jak mogłoby się wydawać :) 





W lakierze zatopione są złote drobinki, które ładnie widać w buteleczce, jednak na paznokciach nie są już takie widoczne. Niestety. Natomiast w świetle sztucznym drobinki sprawiają, że lakier nabiera lekko łososiowego odcienia. Nie robiłam zdjęcia, bo i tak aparat zjadłby kolor :P


Ogólnie lakier ładnie się prezentuje w świetle dziennym, lśni i przyciąga uwagę, jednak nie należy do tych z grupy dających po oczach. 


 Jeszcze nie oceniłam trwałości, ponieważ mam lakier na sobie dopiero kilka godzin i póki co nic się z nim nie dzieje. Jeśli wytrzyma w znośnym stanie 3 dni to będę zadowolona.

To by było na tyle, nie wiem kiedy pojawi się kolejna notka. Słaba blogerka ze mnie :P
Do następnego posta.

A.